Eucharystia jest tajemnicą i przestrzenią, w której możemy duchowo zacząć żyć na nowo. Nieprzypadkowo Jezus poucza w Ewangelii wg św. Jana: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53), a proboszcz z Ars wyjaśniał, że umarlibyśmy, gdybyśmy naprawdę zrozumieli istotę Mszy Świętej – gdyż wówczas musielibyśmy w pełni ofiarować samych siebie razem z Chrystusem. W pierwszej części przewodnika po Eucharystii przyjrzymy się temu, jak świętowali pierwsi chrześcijanie i jakie postawy pozwolą nam dobrze przygotować się i świadomie uczestniczyć w Najświętszej Ofierze.
Życie Jezusa w kalejdoskopie
Eucharystia (gr. eucharistia – dziękczynienie) posiada szereg nazw. Określana jest jako Najświętsza Ofiara, Sakrament Ołtarza, Msza Święta itd. Pierwsi chrześcijanie mówili, że spotykają się na „łamaniu chleba” lub na „agape”, podkreślając w ten sposób, że to miłość do Boga i siebie nawzajem przynagla ich, by uczestniczyć w niedzielnych ceremoniach. Protestanci chętnie sięgają po określenie „Wieczerza Pańska”, „pamiątka” lub „wspomnienie”. W Niemczech mówi się najczęściej potocznie „Gottesdienst” czyli dosłownie „Służba Boża”. Możemy rozbić grecki źródłosłów eucharistia na dwie cząstki: eu – dobrze i charizdonai – sprawić komuś przyjemność. Wprawdzie „nasze hymny pochwalne niczego Bogu nie dodają” ale warto patrzeć na swoje uczestnictwo we Mszy Świętej jako na przestrzeń, w której możemy sprawić radość Przyjacielowi.
Warto także przeżywać Eucharystię dostrzegając w niej odzwierciedlenie całego życia Zbawiciela. Na początku liturgii śpiewamy „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” powtarzając anielskie pienia towarzyszące przyjściu Mesjasza na świat. Dalej następuje okres głoszenia (Liturgia Słowa) i całe życie Jezusa przypomniane jak w kalejdoskopie podczas wyznania wiary. Podczas Sanctus śpiewamy „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie” za ludem witającym Jezusa wjeżdżającego do Jerozolimy. Przeistoczenie stanowi pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Przed Agnus Dei słyszymy słowa Jezusa wypowiedziane po zmartwychwstaniu „Pokój Wam” (J 20,21), Końcowe pozdrowienie jest echem rozesłania Apostołów, (por. Mt 28,19).
Mszę Świętą możemy także przezywać w świetle trzech etapów życia duchowego: oczyszczenie (do aktu pokuty i kolekty), oświecenie (czytania, homilia) i zjednoczenie (Liturgia Eucharystyczna).
Dawniej nie każdy mógł być fizycznie obecny na całej Mszy Świętej. Po kazaniu zgromadzenie musieli opuścić niewierzący, a po wyznaniu wiary – kandydaci do chrztu i pokutnicy. Mogli oni już jedynie słuchać dalszej części celebracji z przedsionka, ale nie mogli na nie patrzeć.
Nie istnieją ścisłe przepisy liturgiczne co do tego ile można spóźnić się na Mszę Świętą by móc przyjąć komunię. Oczywiście warto przyjść z wyprzedzeniem. Przyjęło się jednak, że aby godnie przyjąć Ciało Pańskie należy wcześniej skorzystać ze Stołu Słowa Bożego. Trzeba więc przyjść przed końcem Liturgii Słowa, a ściślej mówiąc – zanim kapłan skończy głosić kazanie. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa spóźnianie się na Mszę Świętą było niedopuszczalne. Wraz z rozpoczęciem nabożeństwa zamykano drzwi i nie otwierano pukającym, natomiast modlono się o większą miłość i gorliwość dla nich.
W domach i w katakumbach.
Pierwsze pozaewangeliczne świadectwa o odprawianiu Mszy Świętej zapisał człowiek, który do chrześcijan był nastawiony wrogo. Pod koniec I w. rzymski pisarz Pliniusz Młodszy w liście do Trojana wspominał, że chrześcijanie gromadzą się w określone dni na dwóch spotkaniach. O wschodzie słońca następowało zgromadzenie modlitewne, a wieczorem posiłek zwany przed chrześcijan agapą. Słysząc o niezrozumiałej dla siebie teologii „Ciała Chrystusa” poganie niejednokrotnie zarzucali wyznawcom Jezusa kanibalizm. Chrześcijanie spotykali się w domach, początkowo w małych grupkach do 15 osób przy półokrągłym stole. Z czasem liczba wiernych wzrastała (pod koniec III w. w Rzymie znajdowało się ok 40 „domów Kościoła”). Wbrew powszechnie panującej opinii prześladowani chrześcijanie przystępowali do Stołu Pańskiego przede wszystkim w domach, a w katakumbach odprawiano głównie liturgie pogrzebowe. W domach chrześcijan oddzielono duchowieństwo od wiernych balustradą, wprowadzono pulpit dla biskupa i oddzielne pomieszczenie służące jako baptysterium. I właśnie to miejsce udzielania chrztu, ozdobione często różnymi malowidłami odróżniało wizualnie taki budynek od zwykłego domu mieszkalnego. Kościoły zaczęto budować jeszcze kilkadziesiąt lat przed legalizacją chrześcijaństwa, ale dopiero po Edykcie Mediolańskim zaczęto na dużą skalę wznosić budynki przeznaczone wyłącznie do kultu Bożego, W Rzymie bazylikami nazywano hale targowe, sądowe lub reprezentacyjne sale w willach. Chrześcijanie przyswoili sobie tę formę architektoniczną.
Do początku III w. nie istniały obowiązujące formularze mszalne więc chociaż liturgia składała się z czytania słowa, konsekracji, pocałunku pokoju i komunii świętej, to celebrans wypowiadał słowa modlitw według własnego uznania. Zamożniejsi chrześcijanie przynosili produkty żywnościowe, a przełożony wspólnoty rozdysponowywał je na rzecz biedniejszych członków zgromadzenia, ale też więźniów, pogan i innych, uboższych wspólnot.
Odkryte pozostałości „domu Kościoła”, w starożytnym miasteczku Dura-Europos z początku III w. gdzie chrześcijanie gromadzili się na Eucharystii.
Zanim siądziesz do Stołu…
Do Mszy Świętej – czyli najwspanialszego spotkania z Bogiem – warto się dobrze przygotować zapoznając się wcześniej z czytaniami, dbając o to, by znajdować się w stanie łaski uświęcającej. Już samą drogę do kościoła można potraktować jak pierwszą procesję. Ojciec Pio rozpoczynał przygotowania do Najświętszej Ofiary już trzy godziny przed jej sprawowaniem. Współcześnie żyjący dominikanin, o. Joachim Badeni, który ze swojej celi do kościoła miał kilkadziesiąt metrów, wyruszał na Mszę Świętą czterdzieści minut wcześniej, by każdym najmniejszym krokiem celebrować swoje zbliżanie się do świętego misterium. Warto poprosić Ducha Świętego o skupienie podczas liturgii. Jeśli o nie nie prosimy, trudno się czasem dziwić, że jesteśmy rozproszeni.
U wejścia do kościoła zanurzamy dłoń w kropielnicy i wykonujemy znak krzyża. Wchodzimy z przestrzeni profanum do świata sacrum. Rytuał obmycia się jako oczyszczenia z win i nieczystości przed podjęciem kultu jest i był obecny w wielu religiach i wierzeniach przedchrześcijańskich. Nieprzypadkowo w pokojach modlitwy na lotniskach w Europie Zachodniej często można znaleźć niewielki zlew. Kiedyś w Kościele kierowano się w tej kwestii bardziej względami higienicznymi. Dziś żegnając się wodą święconą przypominamy sobie nasz chrzest. Wychodząc ze świątyni nie musimy już korzystać z kropielnicy, ale sam jej widok przypomina nam, że przyjęliśmy Pana Jezusa i mamy go już w sercu.
Ciało też się modli
Podczas Mszy Świętej tylko dwukrotnie czynimy znak krzyża. Ma to miejsce na początku i na końcu celebracji. Dodatkowo gest ten jest przewidziany jeżeli akt pokuty zastępuje pokropienie wodą i w sytuacji, gdy biskup odczytuje Ewangelię i błogosławi Księgę Słowa Bożego. Nie należy żegnać się podczas przyjmowania komunii. Czyniąc taką prywatną pobożność ryzykujemy, że wytrącimy kapłanowi kielich z rąk. Znak krzyża ma opasać całe nasze ciało. Warto więc wykonywać go powoli i w skupieniu – stanowi on bowiem najprostszy egzorcyzm. Witamy w ten sposób Boga bardzo osobiście – wymieniając Jego trzy imiona. Nie każdemu się przedstawiamy i nie każdego imię znamy. Gest ten może być nawiązaniem osobistej relacji i pomocą, byśmy mogli wejść w przestrzeń szczególnego spotkania z Bogiem. Kładąc dłonie na lewym i prawym ramieniu przechodzimy symbolicznie od grzechu i ciemności (lewa strona) do wolności i światła (prawa strona).
Przez większość Mszy Świętej stoimy. Taka postawa wyraża naszą czujność i gotowość do działania. Ukazuje ona, że jesteśmy ludźmi zmartwychwstania. Zwierzęta nie potrafią stać. Niewolnicy także nie mogli przyjmować takiej postawy Czujemy więc, że jesteśmy wybrani, a nasze ciała są jak strzała zwrócone ku niebu. Postawa stojąca jest charakterystyczna dla aniołów (por. Ap 7,11). Wstajemy, gdy wchodzi ktoś ważny, znaczny. Tym bardziej warto nie spóźniać się na Mszę Świętą, by móc zająć miejsce siedzące i tym samym móc „wstawać”, a więc symbolicznie „z-martwych-wstawać”.
Siedzimy wyrażając postawę słuchających uczniów. Siedzenie ma pozwolić nam skupić się na treści, jaka do nas dociera bez obawy, że nasze ciało będzie wtedy w jakiś sposób obciążone. Możemy się ukłonić na imię Jezusa np. podczas „Chwała na wysokości” lub na wspomnienie Najświętszej Maryi Panny podczas wyznania wiary, ale gest ten wykonujemy tylko wtedy, kiedy to my, a nie tylko kapłan wypowiada dane imię.
Postawę większego uniżenia wyraża uklęknięcie. Jezus w postawie bezbronności i uniżenia klęczał w Ogrójcu, a św. Szczepan klęczał przed swoją męczeńską śmiercią. Uświadamiamy sobie wówczas, że Bóg jest tak bardzo większy od nas, że nawet nie jesteśmy godni porównywać się z Nim. Jest to więc naturalna reakcja człowieka na wielkość Boga – „na imię Jezusa zegnie się każde kolano” – pisze św. Paweł w Liście do Filipian. (Flp 2,10). Przyznajemy w ten sposób naszą małość i grzeszność. Bardzo często klęka się w Kościele na wschodzie, gdzie nierzadko towarzyszy temu także ukłon do ziemi. Tymczasem w Europie Zachodniej klęka się znacznie rzadziej – w niektórych wspólnotach gest ten zupełnie zanika. Z drugiej strony przed wiekami w okresie wielkanocnym w ogóle nie klękano na znak radości ze zmartwychwstania.
Szerokie rozłożenie rąk to postawa, którą często przyjmuje celebrans obrazując Chrystusa rozpiętego na krzyżu. Jego puste, otwarte ręce wskazują także, że nic nie możemy sami z siebie dać Panu Bogu, a do Nieba nie trafiamy dzięki naszym zasługom. Jezus także wstępował do Nieba z pustymi, otwartymi rękami. Jeśli wierny chce wykonać w określonych momentach taki gest, warto, by zadbał o dyskrecję, by zbyt ostentacyjne wyciągnięcie rąk nie odwracało uwagi innych od ołtarza i nie naruszało jedności gestów, chyba, że kapłan sam zachęci wiernych do podniesienia rąk, co często praktykuje się w małych wspólnotach. Złożenie rąk jak do pacierza wyraża naszą koncentrację, ale jest też średniowiecznym gestem, którym wasal oddawał swoje życie w ręce pana. Możemy sobie wyobrazić, że Bóg przychodzi i bierze nasze dłonie – a więc nasze życie – i ukrywa je w swoich bezpiecznych dłoniach. Warto też pamiętać o kierunku, w jakim ułożone są nasze ręce podczas modlitwy. Czy rzeczywiście wskazują one na Niebo lub na ołtarz?
Często lenistwo naszego ciała wyraża się w postawie jaką przyjmujemy np. podczas słuchania Słowa Bożego. W tym wszystkim istotnie jest nie to, żeby przyjąć taką czy inną postawę, ale by pamiętać, że nasze ciało też ma się modlić i też mamy wznosić je jako ofiarę do Pana.
Maciej Małaj
Jedna uwaga do wpisu “Spotkajmy się na miłość. Przewodnik po Eucharystii (1)”