Słowo ‚koronawirus’ jest obecnie odmieniane przez wszystkie przypadki. Stało się nowym internacjonalizmem, obecnym w większości krajów globu, zupełnie tak jak jego materialny odpowiednik zadomowił się już chyba w każdym zakątku ziemi zasiedlonym przez człowieka. Epidemia połączyła ludzkość swoim zasięgiem, uniwersalnością i, niestety, współdzielonym cierpieniem. Nie brak pytań o miejsce tego niespodziewanego blekautu w historii świata i – jak nierzadko przy wydarzeniach tej miary – interpretacji apokaliptycznych.

Etymologia słowa ‚koronawirus’ jest prosta. Pierwszy człon to łacińskie ‚corona’ i nie jest to tzw. false friend (oznacza to, czego każdy się spodziewa). Drugi element również zawdzięczamy językowi starożytnych Rzymian – ‚virus’ można przetłumaczyć jako «jad, trucizna». Człon określający odnosi się do wyglądu otoczek wirusa pod mikroskopem. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że skoro nic nie dzieje się przypadkiem, to i nazwa sprawcy całego tego zamieszania nie jest przypadkowa. Koronawirus (zapewne byłby koronowirusem, gdyby nie globalizacja) mógłby być wówczas tym, który niesie upomnienie, uświadamia o truciźnie korony nakładanej na swoją głowę, zamiast na głowę Tego, któremu się ona słusznie należy.

Wspomniane na początku, apokaliptycznie zabarwione głosy mają swoje podstawy, jeśli wziąć pod uwagę doniesienia o XX-wiecznych przekazach z nieba mówiących o czasach ostatecznych. Niedawno na pierwszy plan zaczęła wychodzić widząca Gisella Cardia i przesłania otrzymywane w Trevignano Romano. Trzeba tutaj zaznaczyć, że objawienia te nie są uznane przez Kościół, ponieważ uznane być po prostu nie mogą – z tego względu, że jeszcze się nie zakończyły. Są ważnym, dającym do myślenia nawoływaniem, dla niektórych pierwszym kamyczkiem do ogródka, w którym kiełkuje powoli myśl w rodzaju: „czy to Bóg mówi do mnie…?”

Takie refleksyjne pytanie może pojawić się też, gdy zatrzymamy się nad skalą obecnej zarazy i jej niezrównanym wpływem na funkcjonowanie świata. Zastanówmy się, jaki przed epidemią był język ludzi Zachodu, gdzie wirus uderzył najmocniej? Zawrotną karierę zrobiło „nie mam czasu”. Wtórowało mu „ciężko pracuję” („bo chcę zarobić, żeby wydać”). Podobnie jak i „jestem wierzący-niepraktykujący”. W Europie Zachodniej łatwo można było dostrzec, kto zajął miejsce Boga. Mamona – nowy bóg. Jednak z COVID-19 walczymy także i my, Polacy, laicyzujący się wolniej, ale jednak.
W badaniach socjologicznych dot. religijności studentów uczelni lubelskich, opublikowanych w 2014 roku, poproszono respondentów m. in. o wskazanie głównych źródeł niewiary. W największym stopniu na niewiarę bądź obojętność miały wpływ osobiste przekonania i przemyślenia (90,9%), na drugim miejscu: zniechęcenie do duchowieństwa (64,0%). Natomiast wskazując ewentualne przyczyny zmiany własnej religijności, na pierwszym miejscu ankietowani wymieniali… także osobiste przemyślenia (60,4%). SARS-CoV-2 zamyka nas w domach i odgradzając od kościołów, ogradza także od rzekomo zniechęcających duchownych, dając mnóstwo czasu na nowe przewartościowanie priorytetów.

Czy właśnie to Bóg chce nam powiedzieć przez ten dopust? 26 lutego rozpoczął się tegoroczny Wielki Post i kilka dni później epidemia w Europie nabrała tempa. Tam, gdzie nie zamknięto świątyń, tam drastycznie ograniczono liczbę uczestników celebracji liturgicznych. Nagle zaczęliśmy pościć. Od kina, od klubów bilardowych, parków rozrywki… Zaczęliśmy też oddalać się od swoich bliźnich. W sensie dosłownym, ponieważ odgórnie nakazano nam zachować odpowiedni odstęp. A więc co nam zabrano? Z jednej strony to, czego nie docenialiśmy. Liturgię i bliskość drugiego człowieka. Z drugiej to, co niesłusznie stawialiśmy na pierwszym miejscu. Konsumpcjonizm i modę na brak czasu.  Czyż to jest post, jakiego żąda Bóg? Dlaczego właśnie we Włoszech, Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych, a więc krajach cywilizacji chrześcijańskiej, pandemia zbiera największe żniwo? Przecież Bóg, jeśli zezwala na zło, to tylko po to, by wyprowadzić z niego dobro. O tym, jaki powinien być post, mówi 58. rozdział Księgi Izajasza:

Szukają Mnie dzień za dniem, pragną poznać moje drogi, jak naród, który
kocha sprawiedliwość i nie porzuca prawa swego Boga. Proszą Mnie o
sprawiedliwe prawa, pragną bliskości Boga:
„Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Ty tego nie
uznałeś?” Otóż w dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie
wszystkich swoich robotników.
Otóż pościcie wśród waśni i sporów, i wśród niegodziwego walenia pięścią.
Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie, żeby się rozlegał zgiełk wasz na
wysokości. Czyż to jest post, jaki Ja uznaję, dzień, w którym się człowiek
umartwia? Czy zwieszanie głowy jak sitowie i użycie woru z popiołem za posłanie
– czyż to nazwiesz postem i dniem miłym Panu?
Czyż nie jest raczej postem, który Ja wybieram: rozerwać kajdany zła,
rozwiązać więzy niewoli, wypuścić na wolność uciśnionych i wszelkie jarzmo
połamać; dzielić swój chleb z głodnym, do domu wprowadzić biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków.
Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie.
Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za
tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On [rzeknie]: Oto
jestem! Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić
przewrotnie,
jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną,
wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się
południem.
Pan cię zawsze prowadzić będzie, nasyci duszę twoją na pustkowiach.
Odmłodzi twoje kości, tak że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się
nie wyczerpie.
Twoi ludzie odbudują prastare zwaliska, wzniesiesz fundamenty pokoleń. I
będą cię nazywać naprawiaczem wyłomów, odnowicielem uliczek – na
zamieszkanie.

[Iz 58, 2-12 BT]

Czy to wszystko znaczy, że wraz z końcem Wielkiego Postu nasza choroba zacznie się cofać? Możliwe. Kiedy piszę tę słowa, do Wielkanocy pozostało już raptem kilka dni. Prognoza stworzona przez spółkę ExMetrix (w oparciu m.in. o przebieg pandemii w innych państwach oraz stan opieki zdrowotnej i kondycji społeczeństwa w kraju) przewiduje, że to po 8 kwietnia liczba zachorowań powinna rosnąć w wolniejszym tempie. Wtedy w kalendarzu liturgicznym będziemy mieć już nie Wielki Post, a Triduum Paschalne. Szczyt? Dzień po Niedzieli Miłosierdzia. Inna ciekawa prognoza to ta wygłoszona w 1969 roku przez Josepha Ratzingera na zakończenie cyklu radiowych wykładów w Hessian Rundfunk – przywoływana często, ale nigdy w takich okolicznościach, jak te: Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. Nie będzie już więcej w stanie mieszkać w budynkach, które zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych utraci także większą część przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi Wiarę w centrum doświadczenia […] Będzie ubogi i stanie się Kościołem ubogich.

Świat po koronawirusie musi być piękny. „Wierzący-niepraktykujący” nawiążą z Bogiem relację, bo skoro nie mogli przyjść do kościoła w święta (jak zawsze), przyjdą w zwykłą niedzielę. „Pozbawieni czasu” na okazywanie miłości wreszcie się go doszukają – po tym, jak w kwarantannie mieli go aż w nadmiarze. Konsumpcyjne wędrówki po sklepach wyjdą z nawyku. Z radością pochylimy się nad ludźmi omijanymi przez nas szerokim łukiem na długo przed epidemią. Ale najpierw święta. Ten rozdział, Iz 58, w kolejnych wersetach mówi o szabacie. I o tym, że wszystko w naszych rękach.

Źródło badań: ks. Jarosław Kozak, Globalne postawy studentów lubelskich wobec religii, w: „Zeszyty Naukowe KUL” 57 (2014), nr 1 (225)
Fot.: Andrea Piacquadio

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s